Foto: E. M.
Wywiad z mamą
- Mamo co
pamiętasz z lat swojego dzieciństwa?
- Urodziłam się w
1939 roku w maju. W tym samym roku we wrześniu wybuchła wojna. Z lat wojny
pamiętam to, że moja mama była operowana przez pewnego lekarza w 1943 roku,
ponieważ zachorowała i miała guzy na węzłach chłonnych na szyi i pewien lekarz
operował ją. Mój ojciec nie miał pieniędzy więc umówił się z tym lekarzem, że w
zamian za operację mamy przechowa na wsi jego córkę. Ten lekarz, który operował
mamę nie miał już żony i tylko córka jemu została. Moja mama po operacji
przeżyła jeszcze rok, bo choroba niestety przeniosła się dalej i mama zmarła,
przegrała walkę z chorobą.
-Co dalej się
działo z tą dziewczynką, córką tego lekarza?
-Pamiętam to jak
przez mgłę i z opowieści późniejszych mojego ojca i siostry, że wtedy podczas
wojny, jak było spokojnie w miarę, to ta dziewczynka mieszkała razem ze mną,
siostrą Zosią i tatą w naszym domu. Wówczas, gdy ktoś przychodził to tata
chował ją do alkierza. Ta dziewczynka była w tym samym wieku co moja siostra
Zosia, czyli wtedy miała około 10 lat. Miała bardzo długie ciemne włosy i Zosia
lubiła ja czesać. Dziewczynka przebywała u nas kilka miesięcy, jadła to samo co
my. Na wsi w wojnę żyło się lepiej i spokojniej niż ludziom w mieście. Niektórzy
z miasta uciekali, a szczególnie Ci, którzy musieli się chować, szukali miejsca
na wsiach, bo tam było bezpieczniej. Na wsi było więcej jedzenia, zawsze coś
urosło, coś się uchowało i żyło się inaczej niż w mieście.
- Jakie
wspomnienia jeszcze masz z tą dziewczynką?
- Gdy na naszą
miejscowość napadli Niemcy i stacjonowali, to tej dziewczynce, tata w stajni u
konia, za deskami z sianem zrobił
schowek i tam przebywała przez jakiś czas, nie długo, ale i tam musiała się
chować w chwilach najgorszego zagrożenia. Mojego tatę zabrał z rana jeden z
Niemców, którzy wcześniej wieczorem stacjonowali we wsi i ten oficer był
wieczorem u nas. Tego niemieckiego oficera wspominam nie najgorzej, ponieważ
pamiętam, że wcześniejszego wieczoru wziął mnie na kolana i wyciągnął zdjęcie
swojej rodziny i pokazał mi. Powiedział, żebym się go nie bała, bo on też ma
dzieci i mnie nie skrzywdzi. Była tam jego cała rodzina, na tym zdjęciu, czyli
on, jego żona, dwóch synów i córka. Tego wieczoru widać było, że tęskni za
swoją rodziną, bo pokazując zdjęcie, ocierał łzy z oczu. Później ten oficer
przyniósł mnie i mojej siostrze Zosi po kawałku czekolady. Ja swojego kawałka
nie zjadłam całego, bo zostawiłam kawałek dla tej dziewczynki, którą ojciec
ukrywał w stajni, za deskami z sianem. Rano Niemcy, którzy stacjonowali we wsi
zabrali mojego ojca i innych chłopów. Po tym wszystkim Zosia wstała rano i
przyniosła chleb od sąsiadów dla mnie i dla tej dziewczynki. Gdy się ubrałam
rano, to poszłam zanieść ten kawałek czekolady zwinięty w papierek i chleb do
stajni, tej dziewczynce. Tego dnia przed południem, Zosia przybiegła ze wsi i
wbiegła do domu i kazała mi się ubierać w buty, wykrzyczała, że miejscowość
wcześniej, Niemcy wybili całą rodzinę, ponieważ przechowywali podobnego
pochodzenia chłopca, jakiego była ta dziewczynka u nas. Wybiegłyśmy z domu i
zabrałyśmy po drodze, tę dziewczynkę ze stajni, następnie polami zaczęłyśmy
uciekać w stronę Dąbrówki, w której mieszkali moi dziadkowie i wujo z ciocią i
rodziną. Tego dnia Niemcy także zbierali ludzi z miejscowości i prowadzili pod
krzyż. Gdy dotarłyśmy polami do dziadków w Dąbrówce, przebywałyśmy tam z Zosią
kilka dni.
- Co dalej działo
się z twoim tata, po zabraniu przez Niemców?
- Mojego tatę i
innych chłopów oficerzy niemieccy prowadzili do obozów pracy. Gdy tata
znajdował się za Starachowicami, ten jeden oficer, co dał dla mnie i Zosi
czekoladę, gdy wyprowadził dziadka na bok, za potrzebą to strzelił w powietrze
i kazał mojemu ojcu wracać do domu do dzieci, ponieważ wiedział, że my z Zosią
zostałyśmy same, bez matki. Tata po ucieczce wracał nocami, żeby nikt go nie
widział i ponownie nie schwycił, w dzień chował się w lasach. Po czterech
dniach przyjechał do nas do Dąbrówki, żeby nas zabrać do domu, a ta dziewczynka
została u naszych krewnych czyli wujostwa i dziadków w Dąbrówce.
- Co dalej się
stało z tą dziewczynką, co została u twoich dziadków?
- Dziadek
opowiadał, że do wyzwolenia przebywała u nich w Dąbrówce, a po wyzwoleniu
odwiózł ją do Radomia do jakiejś żony doktora, która była jej krewną.
- Ja dalej
wyglądało twoje dzieciństwo, po latach wojny?
- Moje dzieciństwo
było trudne, lata wojny i powojenne były bardzo ciężkie. Później mój tata wziął
sobie drugą żonę, ale nigdy ona nie zastąpiła nam matki, którą utraciłyśmy w
dzieciństwie. Ja gdy mama zmarła miałam zaledwie skończone 5 lat. Nasza macocha
dbała o nas jak potrafiła. Szyła nam ubrania, dawała jeść, ale nie miała dla
mnie i siostry za wiele miłości. Bardziej nami zajmował się tata i opiekował
jak umiał. Był dla nas i ojcem i utraconą matką. Tata z drugą żoną już nie miał
dzieci, ponieważ mimo tego, że leczyła się, to nie mogła zajść w ciążę.
Dzieciństwo nasze było bardzo trudne, poszłam do szkoły, skończyłam szkołę
podstawową, później poszłam na kurs szycia, poznałam mojego przyszłego męża i
wyszłam za mąż. Urodziłam dzieci, z których pierwszy syn mi umarł z powodu
choroby, podczas pobytu w szpitalu w wieku 9 miesięcy. Po starcie matki we
wczesnym dzieciństwie to był kolejny trudny moment dla mnie. Później urodziłam
kolejnych dziewięcioro dzieci i każde traktowałam jak wielki dar od Boga i
darzę miłością, dziękując za nie. Moje życie toczy się dalej. Do dnia
dzisiejszego z wieloma rzeczami czasami trudno się pogodzić, ale życie trwa
nadal.
Autor: Ewelina
Maleta
Wywiad spisany na
podstawie rozmowy z T.M.J.